4 grudnia 1980
roku trójka żyjących „pilotów” Ołowianego Sterowca – Robert Plant, Jimmy Page i
John Paul Jones ogłosiła, że ten nie wzbije się już więcej do lotu. Pięć
miesięcy wcześniej – 7 lipca miał miejsce, jak się okazało, ostatni koncert Led
Zeppelin w oryginalnym składzie. Dwa miesiące później odszedł z tego świata
legendarny perkusista John „Bonzo” Bonham, co stanowiło kres zespołu.
Dlaczego więc o tym wspominam? Po pierwsze niedawno minęło 37 lat od tego oświadczenia. Plant, Page i Jones kuszeni są, jeśli wierzyć doniesieniom prasowym, milionowymi ofertami za reaktywacyjny koncert. O ile Jimmy Page bardzo by tego chciał o czym informuje niemal w każdym wywiadzie w kontrze staje mu Robert Plant. Nie ma się co dziwić temu ostatniego, wraz ze swoim zespołem wydaje znakomite albumy, wybił się na niezależność i nadal koncertuje. Tymczasem Page, pomijając współpracę z Black Crowes, odcina kupony od swojej działalności w Led Zeppelin. Jak pokazała historia tych minionych 37 lat Ołowiany Sterowiec jeszcze trzykrotnie symbolicznie wzbił się w powietrze, jednak tylko jedno z tych lądowań obyło się bez komplikacji. Po drugie, dzisiaj 10 grudnia 2017 roku mija 10 lat od ostatniego koncertu grupy, który w 2012 roku ukazał się na DVD jako „Celebration Day” i stanowi piękne zwieńczenie istnienia tej legendarnej grupy.
1.
Live Aid – 13 lipca 1985 – Stadion JFK - Filadelfia
Do współpracy
zaproszono perkusistów Tony’ego Thompsona oraz Phila Collins’a (tego Phila
Collins’a) oraz basistę Paula Martineza. Krótki, 22-minutowy set składał się
zaledwie z trzech utworów: Rock and Roll, Whole
Lotta Love oraz Stairway to Heaven. Prawdę
powiedziawszy z lekkim przekąsem napisałem to „zaledwie”, gdyż sami artyści
określili występ jako chaos i okropność. Niestety ciężko się z tym nie zgodzić,
bo już w otwierającym utworze słychać jak rozstrojona jest gitara Page’a oraz
jak zmęczony przez lata nadwyrężania jest wokal Planta, który momentami po
prostu fałszuje. Jedynie John Paul Jones, do czego przyzwyczaił zagrał na
wysokim poziomie ten koncert. Do zaproszonych gości nie można mieć pretensji i
żalu, bo to nie była ich wina. Dla tych, którzy nie mieli okazji widzieć tego
koncertu oraz dla osób, które zaczynają przygodę z muzyką Led Zeppelin wrzucam
porównanie wersji z Live Aid 1985 i The Song Remains the Same 1973 (którą sami
członkowie zespołu po wydaniu krytykowali):
2.
40-lecie Atlantic Records – 14 maja 1988 – Madison Sauare
Garden – Nowy Jork
Tym razem o tym występie śmiało można powiedzieć, że
zagrał go skład: Plant, Page, Jones i Bonham. Za perkusją zasiadł bowiem syn
Johna Bonhama – Jason. Okazją do tego występu było czterdziestolecie
działalności wytwórni Atlantic Records, która wydała płyty Led Zeppelin na
rynek amerykański. Podczas tego 30-minutowego występu wykonali: Kashmir,
Heartbreaker,
Whole
Lotta Love, Misty Mountain Hop oraz Stairway to Heaven. Ostatnia,
legendarna ballada stała się kością niezgody między Robertem Plantem i Jimmym
Page’m, którzy za kulisami pokłócili się o to czy zagrać ten utwór czy nie. Dodatkowo
nagłośnienie klawiszy Johna Paula Jonesa pozostawiało wiele do życzenia. Pomimo
tego jednak wokalna forma Roberta Planta uległa znaczącej poprawie, jak i forma
samego Page’a, któremu chyba wróciła pasja gry na gitarze. Poniżej cały zapis
koncertu:
14 grudnia 2006 roku umiera w wieku 83 lat Ahmet
Ertegun, jeden z założycieli Atlantic Records. 9 miesięcy później 12 września
2007 roku ogłoszono, że Led Zeppelin reaktywuje się na ten jeden jedyny
koncert, ponownie z Jasonem Bonhamem na perkusji gdzie wykona pełny set. Pierwotnie
koncert został zaplanowany na 26 listopada w londyńskiej O2 Arena. Koncert
cieszył się olbrzymim zainteresowaniem. Na pulę 20 tysięcy biletów chętnych
było ponad milion miłośników grupy. 1 listopada przełożono oficjalnie koncert
na 10 grudnia, z powodu urazu małego palca lewej ręki, którego doznał Jimmy
Page.
3.
Ahmet Ertegun Tribute Concert – 10 grudnia 2007 – O2
Arena – Londyn
Podczas tego koncertu Zeppelini zagrali set składający
się z 16 utworów, przekrojowych z całej działalności grupy. Zabrzmiały więc m.in.
Good
Times Bad Times i Dazed
and Confused z debiutanckiego albumu, Whole Lotta
Love i Ramble On (ten drugi
pierwszy raz na żywo) z II, Since I’ve Been Loving You z Led
Zeppelin III, Black Dog, Rock and Roll i Stairway to Heaven z
niezatytułowanego albumu. Tym razem Schody były niezwykle symboliczne, 19 lat
po koncercie na 40-lecie Atlantic Records zespół wykonał ją ponownie, tuż po
niej Robert Plant krzyknął: „Hey Ahmet,
we did it”, co moim zdaniem stanowili piękną klamrę tej historii. Co do
jakości wykonania, na początku wspomniałem, że tylko jeden lot zakończył się
pełnego sukcesu lądowaniem i to właśnie ten ostatni, z 10 grudnia. Żeby nie
nadwyrężać głosu Roberta Planta, reszta grupy obniżyła strój instrumentów o ton
w dół. Dzięki temu wokalnie Plant podołał bez problemu, a i same kompozycje
nabrały jeszcze ciekawszego klimatu.
10 grudnia 2007 roku, ta data miłośnikom Led Zeppelin
kojarzyć się będzie prawdopodobnie, jeśli Robert Plant nagle nie zmieni zdania,
jako data ostatecznego zakończenia działalności ulubionej grupy. Podziwiam
upartość wokalisty dot. braku reaktywacji grupy na choćby jeszcze jeden
koncert. Jak polski klasyk śpiewał: „Trzeba
wiedzieć kiedy ze sceny zejść”. Panowie wiedzieli kiedy to zrobić i jak to
zrobić. Gdyby ich ostatnim koncertem był ten z 1985 roku byłby to smutny upadek
legendy, gdyby ten z 1988 roku byłby to smutny koniec ze względu na atmosferę w
zespole. Na szczęście zagrali jeszcze raz równo 10 lat temu. I pożegnali się
najlepiej jak mogli – w wysokiej formie muzycznej i wokalnej jeszcze raz
wzbijając do lotu majestatyczny Sterowiec, który po 12-letniej intensywnej eksploatacji,
późniejszych turbulencjach napotykanych w locie przez upływające dekady ostatecznie
10 lat osiadł na ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz