Gdy w 2007 roku swój debiut Runnin’ Wild wydawała australijska grupa
Airbourne wielu miłośników
klasycznego rockowego grania zgodnie stwierdziło, że zespół AC/DC ma swojego następcę, który będzie
niósł chorągiew z napisem „hard rock” w XXI wieku. W przypadku formacji Black Hat Bones i ich debiutanckiego
krążka High Gain Devil Rockers ta
teza też się sprawdza, bo Grecy w swojej muzyce łączą cechy nie tylko australijskiej
legendy, ale także Guns N’ Roses czy
Led Zeppelin.
W muzyce hard rockowej ciężko
wymyślić coś nowego, podobnie jak heavy metal jest to gatunek, w którym ciężko
przeprowadzić większą muzyczną rewolucję. Ktoś stwierdzi, że 3-4 akordy,
przebojowy refren i perkusja grająca na „cztery”, do tego najlepiej tekst o
frywolnej miłości lub rock and rollowym życiu i hard rockowy kawałek gotowy.
Nie chcę wyjść tutaj na wybitnego znawcę teorii muzyki i kompozycji, ale choć
wydaje się po moich słowach, że tworzenie tej muzyki to nic trudnego, polecam
usiąść z gitarą i spróbować wymyślić jakiś chwytliwy riff na 4 akordach. Umiejętności
można nabyć, ale feeling tak potrzebny do tworzenia w takim stylu po prostu
trzeba posiadać i trzeba czuć. Panowie z Black
Hat Bones co pokazują debiutanckim krążkiem, mają go wystarczająco dużo, by
tworzyć kawał dobrej muzyki. Na High Gain
Devil Rockers znajdziemy 9 energetycznych utworów, z których właściwie
wszystkie zawierają w sobie dużą dawkę przebojowości i nośności. Partie cięższych
gitar zgrabnie przeplatają się z melodyjnymi riffami. Nie tylko miłośnik
starych dobrych rockowych brzmień znajdzie tu coś dla siebie, także fani
bardziej współczesnych kapel jak The
Black Keys czy ostatnio rozchwytywanych Royal Blood będą ukontentowani. Selektywne brzmienie, „brudne”,
ciężkie i surowe, a przy tym melodyjne – to zasługa producenta albumu Steve’a
Lado jak i samych muzyków. Ci zaś swoimi umiejętnościami potwierdzają, że
zasługują na uznanie w rockowym świecie, jednocześnie zgrabnie odwołując się do
twórczości swoich idoli. Utwór tytułowy to krzyżówka Guns N’ Roses z Poison –
czadujący, idealny na otwarcie, następnie nieco Zeppelinowe Clutch w którym solówka brzmi jakby grał
ją gościnnie sam Slash, Love is a Dog From Hell w glam rockowym stylu, przypominający mi
szerzej nieznaną, nieistniejącą już polską kapelę Silver Samurai. To moim zdaniem najmocniejsze punkty płyty, jednak
kolejne kawałki Maneater, Point Six i Kronos nie zwalniają tempa i sprawiają, że nogi same tupią, a szyja
rytmicznie rusza głową w przód i w tył. Prophet
King to kolejny przykład jazdy bez trzymanki z szalonym gitarowym riffem i
klangującym basem, Yeah z
toporniejszym riffem, ale ciekawymi zaśpiewami wokalisty Boba Mavridisa z
chęcią usłyszałbym na żywo w tłumie szalejącym pod samą sceną. Zamykająca album
kompozycja Bleed in Face to klasyczna
balladka, z lekkimi zwrotkami i cięższym refrenem, jednak przez swoją
nastrojowość stanowi fantastyczną codę całości.
Mimo wszechobecnego wrażenia, że
gdzieś to wszystko już słyszałem, całość wciąga i jest to kolejnym plusem tego
wydawnictwa. Niby te same patenty od lat wypróbowane przez kultowe kapele, niby
żadnej rewolucji nie ma, jednak przy świadomości, że tuzy rockowej sceny lat
70. i 80. powoli odchodzą na zasłużoną emeryturę pojawienie się na horyzoncie
ich następców cieszy. Następców, którzy czerpią to co najlepsze i najciekawsze
– są Airbourne i Rival Sons, są Royal Blood i The Black Keys
– myślę że jeśli następny album Black
Hat Bones będzie na podobnym lub jeszcze większym poziomie jak ten debiut
to wkrótce zrobi się o nich głośno.
7,5/10
Tracklista:
01. High Gain Devil Rockers
02. Crutch
03. Love is a Dog from Hell
04. Maneater
05. Point Six
06. Kronos
07. Prophet King
08. Yeah
09. Bleed in Face
Supreme Chaos Records 2014
Produkcja: Steve Lado
Skład:
Bob Mayridis - wokal
Mikko Vlachos - gitara elektryczna
Panokas L'aika - gitara basowa
Jason Kyriakopoylos - perkusja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz