środa, 7 października 2015

Black Hat Bones - High Gain Devil Rockers [2015]


Gdy w 2007 roku swój debiut Runnin’ Wild wydawała australijska grupa Airbourne wielu miłośników klasycznego rockowego grania zgodnie stwierdziło, że zespół AC/DC ma swojego następcę, który będzie niósł chorągiew z napisem „hard rock” w XXI wieku. W przypadku formacji Black Hat Bones i ich debiutanckiego krążka High Gain Devil Rockers ta teza też się sprawdza, bo Grecy w swojej muzyce łączą cechy nie tylko australijskiej legendy, ale także Guns N’ Roses czy Led Zeppelin.

W muzyce hard rockowej ciężko wymyślić coś nowego, podobnie jak heavy metal jest to gatunek, w którym ciężko przeprowadzić większą muzyczną rewolucję. Ktoś stwierdzi, że 3-4 akordy, przebojowy refren i perkusja grająca na „cztery”, do tego najlepiej tekst o frywolnej miłości lub rock and rollowym życiu i hard rockowy kawałek gotowy. Nie chcę wyjść tutaj na wybitnego znawcę teorii muzyki i kompozycji, ale choć wydaje się po moich słowach, że tworzenie tej muzyki to nic trudnego, polecam usiąść z gitarą i spróbować wymyślić jakiś chwytliwy riff na 4 akordach. Umiejętności można nabyć, ale feeling tak potrzebny do tworzenia w takim stylu po prostu trzeba posiadać i trzeba czuć. Panowie z Black Hat Bones co pokazują debiutanckim krążkiem, mają go wystarczająco dużo, by tworzyć kawał dobrej muzyki. Na High Gain Devil Rockers znajdziemy 9 energetycznych utworów, z których właściwie wszystkie zawierają w sobie dużą dawkę przebojowości i nośności. Partie cięższych gitar zgrabnie przeplatają się z melodyjnymi riffami. Nie tylko miłośnik starych dobrych rockowych brzmień znajdzie tu coś dla siebie, także fani bardziej współczesnych kapel jak The Black Keys czy ostatnio rozchwytywanych Royal Blood będą ukontentowani. Selektywne brzmienie, „brudne”, ciężkie i surowe, a przy tym melodyjne – to zasługa producenta albumu Steve’a Lado jak i samych muzyków. Ci zaś swoimi umiejętnościami potwierdzają, że zasługują na uznanie w rockowym świecie, jednocześnie zgrabnie odwołując się do twórczości swoich idoli. Utwór tytułowy to krzyżówka Guns N’ Roses z Poison – czadujący, idealny na otwarcie, następnie nieco Zeppelinowe Clutch w którym solówka brzmi jakby grał ją gościnnie sam Slash, Love is a Dog From Hell  w glam rockowym stylu, przypominający mi szerzej nieznaną, nieistniejącą już polską kapelę Silver Samurai. To moim zdaniem najmocniejsze punkty płyty, jednak kolejne kawałki Maneater, Point Six i Kronos nie zwalniają tempa i sprawiają, że nogi same tupią, a szyja rytmicznie rusza głową w przód i w tył. Prophet King to kolejny przykład jazdy bez trzymanki z szalonym gitarowym riffem i klangującym basem, Yeah z toporniejszym riffem, ale ciekawymi zaśpiewami wokalisty Boba Mavridisa z chęcią usłyszałbym na żywo w tłumie szalejącym pod samą sceną. Zamykająca album kompozycja Bleed in Face to klasyczna balladka, z lekkimi zwrotkami i cięższym refrenem, jednak przez swoją nastrojowość stanowi fantastyczną codę całości.  

Mimo wszechobecnego wrażenia, że gdzieś to wszystko już słyszałem, całość wciąga i jest to kolejnym plusem tego wydawnictwa. Niby te same patenty od lat wypróbowane przez kultowe kapele, niby żadnej rewolucji nie ma, jednak przy świadomości, że tuzy rockowej sceny lat 70. i 80. powoli odchodzą na zasłużoną emeryturę pojawienie się na horyzoncie ich następców cieszy. Następców, którzy czerpią to co najlepsze i najciekawsze – są Airbourne i Rival Sons, są Royal Blood i The Black Keys – myślę że jeśli następny album Black Hat Bones będzie na podobnym lub jeszcze większym poziomie jak ten debiut to wkrótce zrobi się o nich głośno.


7,5/10


Tracklista:
01. High Gain Devil Rockers
02. Crutch
03. Love is a Dog from Hell
04. Maneater
05. Point Six
06. Kronos
07. Prophet King
08. Yeah
09. Bleed in Face

Supreme Chaos Records 2014
Produkcja: Steve Lado

Skład:
Bob Mayridis - wokal
Mikko Vlachos - gitara elektryczna
Panokas L'aika - gitara basowa
Jason Kyriakopoylos - perkusja


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

10 lat od ostatniego lotu Ołowianego Sterowca

4 grudnia 1980 roku trójka żyjących „pilotów” Ołowianego Sterowca – Robert Plant, Jimmy Page i John Paul Jones ogłosiła, że ten nie...