Nazwanie
grupy Vyre mianem Pink Floyd black
metalu mogłoby zostać w niektórych środowiskach odebrane jako nadużycie, jednak
w swojej muzyce panowie wcześniej tworzący zespół Eis lubią eksperymentować i robią to w pełni świadomie, tak jak
wspomniana ikona rocka progresywnego. Na debiucie The Inital Frontier Pt. 1
wydanym w listopadzie 2013 roku KG
Cypher wraz ze swoimi kompanami potwierdzili, że klasyczny black metal jest
dla nich bazą, z której budują oni swojej awangardowe, progresywne miejscami
elektroniczne utwory.
Nie inaczej jest na płycie The
Initial Frontier Pt.2, na której podobnie jak na poprzedniczce (nie
licząc intra) znalazło się „tylko” 5 utworów. Najkrótszy z nich trwa niecałe
osiem minut, najdłuższy ponad dziesięć. Drugą część Początkowej Granicy otwiera utwór Naughtylus – kto miał
okazję pograć w League of Legends mógł gdzieś natknąć się na to słowo. Łagodny
wstęp, w którym dominującą rolę gra lekko przesterowana gitara płynnie
przechodzi wraz z wejściem charakterystycznego wokalu KG Cyphera w sfery muzyki
doom metalowej, by następnie zaatakować black metalowym ciosem. Warto zwrócić
uwagę na zwolnienie w środku z partią wiolonczeli, na której grupę ponownie
wsparł Nostarion z Dammerfarben. A
właśnie płynne zmiany tempa, klimatu utworów oraz przejścia powodują, że muzyka
Vyre nie jest nużąca. Nie inaczej
jest w najdłuższym na płycie Diabolum Ex Machina, który
rozpoczyna się w black metalowym stylu, z czasem robi się nieco heavy metalowo
za sprawą melodyjnej solówki, jednak w środkowej części odniosłem wrażenie
jakbym słuchał jakiegoś niepublikowanego wcześniej nagrania wspomnianej przeze
mnie grupy Pink Floyd – wyraziste klawisze, gitara z ze znaczną porcją delay’u
oraz mocna i zarazem nieskomplikowana perkusja. Całość wkrótce zaczyna wracać
do swojego pierwotnego rytmu i stylu, jednak ta progresywna miniatura wywołała
na mojej twarzy szczery uśmiech - jak dla mnie najlepszy utwór na płycie. RDR
66 to z kolei bardzo żwawy metalowy kawałek - przez większość utworu podwójna stopa,
przyjemna heavy metalowa solówka, która równie dobrze mogłaby znaleźć się na
płycie Judas Priest lub Accept oraz wokal KG Cyphera, który brzmi jakby potraktował
swoje struny głosowe papierem ściernym. Jedyny instrumentalny utwór na tym
albumie również trwający ponad 10 minut For Carl z miniaturą orkiestracji za
które odpowiada Martin Wiese (Enid)
– epickie dzieło, które idealnie pasowałoby gdyby trochę je podzielić na
muzyczną ilustrację do obrazów o piratach, ale także tych z pod znaków kina
science-fiction. Świetnie wypada też elektroniczna coda z kolejną, świetną
solówką. Do tego momentu płyty nie znalazłem absolutnie żadnych minusów The
Initial Frontier pt. 2, wszystko jest świetnie wyważone, dopasowane,
zróżnicowane na tyle, żeby słuchacz ani przez moment nie odczuł znużenia
albumem. Także do zamykającego całość Neutronenstern pasują te słowa
idealnie – momentami perkusja jest nieco punkowa po chwili płynnie przechodzi w
podwójną stopę i blasty czyli klasyczne black metalowe bębnienie, gitary tną
jak oszalałe, a gdy w zakończeniu w tle słychać po raz kolejny wkład Martina
Wiese i całość płyty zmierza do kulminacji czeka się po prostu by wcisnąć
jeszcze raz przy całości przycisk „Play”.
Zespół Vyre może namieszać w dziedzinie awangardowego black metalu. Po
usłyszeniu drugiej części postawię odważną tezę, że zespół namiesza nie tylko w
awangardowej odmianie tego gatunku, ale i w całym black metalowym środowisku.
Natomiast pewne jest to, że gdy ktoś zwróci się do mnie z zapytaniem, które
płyty poleciłbym mu na zapoznanie się z black metalem, z pełną świadomością
odpowiem że obie części The Initial
Frontier.
9,5/10
Tracklista:
1. Naughtylus
2. Diabolum ex machina
3. RDR 66
4. For Carl
5. Neutronenstern
Skład:
Pariah G. – gitara basowa
Hedrykk F. Gausenatt – gitara elektryczna
Zyan – gitara elektryczna
Cyper D. Rex – wokal
Android – perkusja
Faruk – klawisze
gościnnie:
Nostarion – wiolonczela
Supreme Chaos Records 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz