czwartek, 3 września 2015

Iron Maiden - The Book of Souls [2015]


To było długie 9 miesięcy dla fanów Iron Maiden i nie tylko… Wszystko zaczęło się od kartki świątecznej umieszczonej na stronie internetowego zespołu, na której znalazło się słowo „Uroton 51” co fani odczytali jako On Tour 2015. Następnie w lutym gruchnęła wiadomość, że wokalista grupy Bruce Dickinson choruje na raka, jednocześnie dowiedzieliśmy się, że nowy album został już zarejestrowany i jego premiera przesunie się w związku z niedyspozycją zdrowotną wokalisty.  W czerwcu ujawniono, że frontman Żelaznej Dziewicy zwalczył nowotwór oraz nazwę longplaya The Book of Souls i datę premiery - 4 września 2015 roku. I tak ponad 5 lat po premierze ostatniego albumu The Final Frontier, dostaliśmy porcje świeżej muzyki od kapeli dowodzonej przez Steve Harrisa od niemal 40 lat.

W niedawnych wywiadach Nicko McBrain i Dave Murray stwierdzili, że ich zdaniem to najlepszy album w historii grupy. Na pewno jest najdłuższy, bo całość The Book of Souls trwa ponad 92 minuty, jednak na płycie znalazło się 11 premierowych kompozycji i co jest najważniejsze, a zdarzało się już Ironom – nie ma wypełniaczy. Po 35 latach intensywnej kariery i 15-stu albumach studyjnych grupie udało się nagrać dwupłytowy album, w którym każdy utwór stoi na wysokim poziomie.

Pierwszy dysk otwiera kompozycja If Eternity Should Failponad 8 minutowa, intrygująca, z ciekawym syntezatorowym intrem i podniosłym wokalem Bruce’a Dickinsona, który samodzielnie skomponował ten utwór podobnie jak zamykający całość 18 minutowy Empire of the Clouds. Po chwili pojawia się znak rozpoznawczy Iron Maiden czyli rytm z charakterystyczną galopadą, co prawda nie pędzącą na złamanie karku, ale niezwykle dostojną. Zaskakująca jest koda utworu – sama gitara akustyczna i przetworzone cyfrowo głosy. Cieszy, że grupa ciągle się rozwija, mimo że tak naprawdę mogli już 20 lat temu odcinać kupony od swojej sławy. Następnie mamy singlowy Speed of Light – po pierwszym odsłuchaniu wydawał mi się on bardziej hard rockowy niż heavy metalowy, ale to typowe maidenowe melodyjne riffowanie na dobrym poziomie, a na uwagę zasługują trzy świetne solówki. The Great Unknown to powrót do progresywnego stylu zapoczątkowanego na albumie A Matter of Life and Death jednak to nie dowód, że grupie skończyły się pomysły i kalkują swoje dokonania – podniosły, niemal wojskowy rytm, do tego ekspresyjne zaśpiewy Dickinsona i świetne gitarowe unisono przed solówkami. Następna kompozycja The Red and The Black to dzieło samego lidera grupy, Steve’a Harrisa – który miał wysoko postawioną poprzeczkę (na poprzednich albumów od powrotu do grupy Adriana Smitha i Bruce’a Dickinsona jego kompozycje były moim zdaniem najlepszymi – Blood Brothers, No More Lies, For the Greater Good of God i When the Wild Wind Blows). Przy nich ta kompozycja brzmi nieco gorzej, chóralne zaśpiewy, które też są jednym ze znaków rozpoznawczych grupy nie do końca mnie przekonują. Jednak na tym moje żale się skończą, bo mimo, że całość utworu trwa 13 minut to są liczne solówki, partie klawiszy i syntezatorów podane w stylu, którego jeszcze w tej formacji nie słyszałem i zaskoczyło mnie na plus. When the River Runs Deep przywołuje mi skojarzenia z płytą Brave New World, ale i także z tym co Ironi prezentowali już w latach 90. przy okazji płyty Fear of the Dark, galopujące riffy i szybkie solówki (vide Afraid to Shoot Strangers). Z kolei zamykający pierwszy krążek utwór tytułowy autorstwa duetu Janick Gers/Steve Harris to przede wszystkim piękna partia gitary we wstępie utworu, ekspresyjny wokal i gitarowe ozdobniki. 

Druga część The Book of Souls zaczyna się od utworu Death or Glory, nieco ponad pięciominutowy utwór, który mnie osobiście w początkowym riffie skojarzył się z Bramami Galaktyk grupy Turbo, która ze swoją inspiracją Maidenami nawet nie próbowała się ukrywać. Shadows of the Valley zaczyna się jak auto plagiat z Wasted Years, na szczęście potem rozwija się w motoryczną kompozycję z nieco irlandzką melodyką zarówno gitar jak i klawiszy, przez co ostatecznie jako całość się broni. Najkrótszy utwór trwający 4 minuty 59 sekund Tears of a Clown to zadziorne riffowanie również nawiązujące klimatem do A Matter of Life and Death. Na Fear of the Dark było Wasting Love, na AMOLAD  Out of the Shadows, na The Final Frontier Coming Home tutaj mamy The Man of Sorrows – ballada, spokojnie płynąca z doskonałą partią klawiszy kojarzącą się nawet nieco z Pink Floyd coś czego do tej pory u Maiden nie było. Znakomicie. Całość albumu wieńczy wspomniany już Empire of the Clouds – na wstępie szok, sam fortepian. Tego też jeszcze nie było u Dziewicy z Żelaza. Potem pojawia się przejmujący wokal Bruce’a i… smyczki. Pisząc to i słuchając tego utworu kolejny raz zbieram szczękę z podłogi. Motyw rozwija się, pojawiają się cięższe gitary, skojarzenia z takimi progresywnymi tuzami jak Pink Floyd, Yes i Wishbone Ash, a nawet Genesis same przychodzą na myśl. Około 6 minuty gitary grają cudowne unisono w stylu, którego nie powstydziliby się Andy Powell i Laurie Wisefield ze wspomnianej już Wishbone Ash. Następnie pojawia się wręcz orkiestrowy rozmach, a Nicko McBrain udowadnia, że nie tylko podwójna stopa i potężne ciosy w bębny i talerze to jego znak firmowy i umiejętności. Gra przejścia perkusyjne jak natchniony. Właściwie tylko solówki i głos Bruce’a Dickinsona powodują, że słuchacz wie, że obcuje z Iron Maiden. Finał znowu orkiestrowo-fortepianowy. Genialne zwieńczenie świetnej płyty.

Ostatnie płyty Iron Maiden to sinusoida – po świetnej Brave New World słabsza Dance of Death, potem wspaniała progresywna A Matter of Life and Death i nieco słabsza The Final Frontier. Ja po kilkukrotnym przesłuchaniu całości postawię odważną tezę, że to najlepsza płyta Iron Maiden od czasu Brave New World czyli od 15 lat. Świetny prezent sprawili sobie i fanom w jubileuszowym roku 35lecia zaistnienia na rynku muzycznym i 40lecia powstania. Teraz zostaje tylko czekać na wielką trasę promującą to dzieło. A ta w przyszłym roku. Co tu więcej napisać, wszystko zostało chyba już powiedziane. Up the Irons!
Ocena: 9/10



Tracklista:
CD1:
If Eternity Should Fail (Dickinson) - 8:28
Speed of Light (Smith/Dickisnon) - 5:01
The Great Unknown (Smith/Harris) - 6:37
The Red and The Black (Harris) - 13:33
When the River Runs Deep (Smith/Harris) - 5:52
The Book of Souls (Gers/Harris) - 10:27
CD2:
Death Or Glory (Smith/Dickinson) - 5:13
Shadows of the Valley (Gers/Harris) - 7:32
Tears of a Clown (Smith/Harris) - 4:59
The Man of Sorrows (Murray/Harris) - 6:28
Empire of the Clouds (Dickinson) - 18:01

Skład:
Bruce Dickinson - wokal, fortepian
Dave Murray - gitara elektryczna
Adrian Smith - gitara elektryczna
Janick Gers - gitara elektryczna
Steve Harris - klawisze, gitara basowa
Nicko McBrain - perkusja

Kevin Shirley - produkcja
Parlophone 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

10 lat od ostatniego lotu Ołowianego Sterowca

4 grudnia 1980 roku trójka żyjących „pilotów” Ołowianego Sterowca – Robert Plant, Jimmy Page i John Paul Jones ogłosiła, że ten nie...