piątek, 11 września 2015

Slayer - Repentless [2015]


Od wydania World Painted Blood minęło sześć lat. W tym czasie Slayer przeszedł naprawdę długą drogę. Śmierć Jeffa Hannemana z całą pewnością zamknęła pewien etap nie tylko w historii zespołu, ale też muzyki metalowej. Wpływ tego legendarnego już gitarzysty na cały gatunek thrash metalu był niebagatelny, trudno więc było wyobrazić sobie kolejne wydawnictwa Zabójcy bez niego. Jakby tego było mało, z zespołu odszedł Dave Lombardo, więc tak naprawdę Repentless to krążek nagrany tylko przez połowę Slayera. Przekonajmy się więc jak sobie radzi legenda thrashu w odmienionym składzie.


Na początku warto wspomnieć, że line-up płyty to tylko trzy nazwiska. Oprócz oczywistego duetu King-Araya, trio dopełnia Paul Bostaph, perkusista znany z takich grup jak Testament, Exodus i Forbidden. Został on wybrany nieprzypadkowo i radzi sobie bardzo dobrze, czego oczywiście należało się spodziewać po człowieku z takim doświadczeniem. Mimo to słychać brak Lombardo, szczególnie w porównaniu z poprzednimi albumami... Cóż, są ludzie, których zastąpić po prostu się nie da.

Materiał nie pozostawia wątpliwości - jest to następca World Painted Blood. Wszystko brzmi niemal identycznie, formuła utworów jest niezmienna, podobnie jak w poprzedniku jest szybko i... Chciałbym napisać "brutalnie", ale im dłużej tej płyty słucham, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że naprawdę brutalne płyty Slayer już dawno ma za sobą. Oczywiście nadal jest to album dość ostry, by nazwać go thrashmetalowym , ale bardzo brakuje ognia, który napędzał poprzednie wydawnictwa. Dostajemy tu znacznie więcej melodyjnych fragmentów kosztem "mięcha", co jest dobrym zabiegiem tylko w przypadku jednego numeru (Take Control to majstersztyk, w którym zwolnienia w refrenie naprawdę dobrze bujają), a w innych brzmi dziwnie i obco, zwłaszcza kiedy uświadomimy sobie, że Araya i spółka poszli w jakimś stopniu na kompromis. To najpoważniejsze i nie jedyne oskarżenie względem tej płyty, obok którego nie mogłem przejść obojętnie.

Mimo braku odpowiednio ostrych kompozycji i interesujących riffów, których oczekiwałem, całość nie jest zupełnie tragiczna. Duet Araya-King wspomagany przez Bostapha stworzył jedenaście utworów, które teoretycznie są poprawne, ale po kilku przesłuchaniach okazują się niestety słabe i nudne. Riffy są nieciekawe i brzmią tak jak odgrzewane kotlety, serwowane przez innych dziesiątki razy, solówki klasycznie niepotrzebne. Wokal i bas są co prawda solidne jak zawsze, ale... Brakuje dynamiki i przede wszystkim brutalności, przez co kolejne numery wydają się mdłe i pozbawione tego czegoś, co Slayer miał za swoich najlepszych czasów. Niestety nawiązań do starych albumów tu nie uświadczymy. Wszystko brzmi nowocześnie, nic nie jest tak brudne w brzmieniu jak kiedyś, nic nie zaskakuje i nie podnosi włosów na karku. Słowem: jest miernie. Co najwyżej. Słuchając Repentless ciągle miałem wrażenie, jakbym raczył się odrzutami z poprzedniego albumu, który był sporo lepszy, ciekawszy, brutalniejszy i znacznie bardziej pomysłowy. Marzy mi się Slayer powracający do korzeni, nagrywający takie dzieło jak Show No Mercy i faktycznie nie okazujący litości. Niestety, śmierć Jeffa i odejście Dave'a odcisnęły wyraźne piętno na zespole, który stracił blask i stał się marną kopią tego, co było wcześniej i co tak w nich lubiłem.

Gdyby to była płyta mało znanego początkującego zespołu, nie czułbym takiego rozczarowania i z całą pewnością nie byłbym tak zawiedziony. Jednak od mistrzów tego gatunku, którzy nagrywali rzeczy absolutnie wybitne, oczekuję materiału na wysokim poziomie do jakiego nas przez lata przyzwyczaili. Zamiast tego dostaliśmy album słaby, w dodatku przeraźliwie nudny i zdecydowanie zbyt delikatny. To wszystko sprawia, że Repentless nie mogę polecić z czystym sumieniem nikomu, kto lubi dobry thrash metal. Zamiast odpalać to wątpliwej jakości wydawnictwo, przypomnijcie sobie czasy, w których Slayer grał bezkompromisowy thrash na najwyższym poziomie. To będzie znacznie lepiej spędzone kilkadziesiąt minut waszego życia.

Ocena: 5/10

Tracklista:
01. Delusions Of Saviour
02. Repentless
03. Take Control
04. Vices
05. Cast The First Stone
06. When The Stillness Comes
07. Chasing Death
08. Implode
09. Piano Wire
10. Atrocity Vendor
11. You Against You
12. Pride In Prejudice

Skład:
Tom Araya - wokal, bas
Kerry King - gitara
Paul Bostaph - perkusja

Nuclear Blast Records 2015




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

10 lat od ostatniego lotu Ołowianego Sterowca

4 grudnia 1980 roku trójka żyjących „pilotów” Ołowianego Sterowca – Robert Plant, Jimmy Page i John Paul Jones ogłosiła, że ten nie...